Recenzja filmu

Szczęście ty moje (2010)
Siergiej Łoznica
Viktor Nemets

Znowu to samo

Nie chodzi mi nawet o to, że moje poczucie smaku buntuje się przed tego typu obrazami zwyrodnienia – widziałem ich ostatnimi czasu tak dużo, że teraz po prostu one mnie nudzą.
Nic się nie zmienia. Błoto wylewa się na ulicę, ludzie brodzą w nim po kolana. Mieszkania są ciasne i nieprzewietrzone – wilgotna i brudna pościel, pomieszczenia przesiąknięte dymem. Zakutane baby, zapite chłopy. Ta sama melodia: złote zęby, wódka i policyjna pałka.

Jakby nie można było inaczej – jakby o dzisiejszej Rosji można było opowiadać tylko w jeden sposób: pławiąc się w zwyrodnieniu, beznadziei, tępocie; kolekcjonując typy spod ciemnej gwiazdy; bawiąc się uzależnieniem i przemocą. Rozumiem, że jest coś pociągającego w człowieku odartym z godności, sprowadzonym do roli wygłodniałego zwierza, no, ale ile można walić w ten sam bęben.

Siergiej Łoźnica, znany rosyjski dokumentalista, próbuje przekonać, że jeszcze długo. Bez powodzenia. Początek jednak jest intrygujący. Georgy, kierowca ciężarówki, rusza w kolejną trasę. Po drodze spotyka przeróżnych ludzi, słucha ich opowieści, lekko podtrzymuje rozmowę, a w międzyczasie podgląda krajobraz. Łoźnica może trochę zbyt mocno sugeruje kryjące się za konkretnymi postaciami symbole, ale nie przesadza z dosadnością. Jazda bohatera nie zamienia się w drogę ku wyższej formie świadomości (czytaj: mądrości). Potem jednak, nie wiedzieć czemu, Georgy zjeżdża w pole, gdzie wpada w pułapkę – zostaje napadnięty przez dziką bandę, dostaje w głowę, traci pamięć.

Najgorsze jest to, że nikt nie chce mu pomóc – od momentu wypadku atmosfera staje się gęsta, a akcja filmu przenosi się do małej wioski: tam, gdzie już tylko diabeł mówi dobranoc. W kadrze ląduje żywa galeria degeneratów, którzy żyją w brudnych norach i myślą tylko o sobie. Nie chodzi mi nawet o to, że moje poczucie smaku buntuje się przed tego typu obrazami zwyrodnienia – widziałem ich ostatnimi czasy tak dużo, że teraz po prostu one mnie nudzą.

W filmie Łoźnicy chyba najbardziej podoba mi się ironiczny tytuł, reszta, choć sugestywna, wydaje się zbyt oczywista – w sam raz do zapomnienia. Przy tego typu filmach, które ponoszą porażkę w konfrontacji z Rosją, zawsze przypomina mi się fragment z "Imperium" Kapuścińskiego: "Jak się żyje?, zadałem najbardziej banalne i idiotyczne pytanie, ot, żeby jakoś podtrzymać rozmowę. Babcia wyprostowała się, wsparła ręce na trzonku miotły, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się nawet i powiedziała rzecz, która jest samym sednem rosyjskiej filozofii życia: Kak żywiom?, powtórzyła z namysłem i dodała głosem, w którym była i duma, i determinacja, i cierpienie, i radość – Dyszym!".
1 10 6
Rocznik '83. Absolwent filmoznawstwa UAM. Krytyk filmowy. Prowadzi dział filmowy w Dwutygodnik.com. Zwycięzca konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2007). Współzałożyciel nieistniejącej już "Gazety... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones